Forum  Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Zagubieni [NZ] Rozdział 5 - 15.02.10r.

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Strona Główna -> Twilight Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Rathole
Administrator


Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 13:09, 10 Lip 2009 Temat postu: Zagubieni [NZ] Rozdział 5 - 15.02.10r.

Mój FF jest pisany oczami Jaspera. Charaktery bohaterów zostały zmienione.

Jasper wraz z rodzicami przeprowadza się z Forks do Nowego Jorku. Esme, jego matka, i Carlisle, jego ojciec, mają nadzieję, że w ten sposób zostawią za sobą nieciekawą przeszłość swojego syna i będą mogli zacząć wszystko od nowa.

Mam nadzieję, że nie zrobię z tego telenoweli.

Prolog i rodział pierwszy nie sprawdzony przez osobę trzecią.

Prolog
Czas płynie zbyt szybko i wcale nie leczy ran. Jedynie przyzwyczaja do cierpienia. Zawsze pozostają blizny.

Leżąc w bólu, przypomniałem sobie ostatni zachód słońca, widziany przed rokiem w moim własnym miejscu, gdzieś na końcu świata. Każdy wyraźny szczegół powodował jeszcze większą falę cierpienia.

Znajdowałem się na plaży. Siedziałem na pniu drzewa, wpatrując się w zachodzące za horyzontem słońce. Przypominając sobie chwile, kiedy mieszkałem w tym uroczym miejscu, wszystko wydawało mi się takie beztroskie. Dopiero później, gdy wstępowałem w wiek młodzieńczego buntu, zniszczyłem sobie przyszłość.

Wiedziałem, że niedługo będę daleko od Forks, ale mimo to starałem się uszczęśliwić, jakby na siłę, za wszelką cenę. Próbowałem robić dobrą minę, do złej gry.

Ostatni raz spojrzałem na słońce, całkowicie schowane za oceanem. Dzień się kończył. Teraz zdałem sobie sprawę, że jutra nie było. Nie dla mnie, nie w moim świecie.
Wyjeżdżając, musiałem zacząć wszystko od nowa. Czy potrafiłem zostawić za sobą swoją przeszłość? Teraz wiem, jestem tego pewien, że nie. Od tego nie było ucieczki. Jeżeli coś się zacznie, musi się skończyć, a nie zawsze ten koniec jest szczęśliwy.

Może, gdybym się postarał, umknąłbym przeznaczeniu. Szkoda, że dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę. Byłem jak roślina, liczyło się dla mnie tylko jedno, co dzień chciałem tego samego. Rzucić to? Nie było szansy. A teraz stałem się czymś gorszym.
Gorszym od rośliny? A jednak …

Cholera, użalam się nad sobą jak baba. Powinienem podnieść się, walczyć jak mężczyzna, a nie leżeć i zwijać się z bólu. Jak mogłem wybrać dla siebie taką drogę?

Rozdział 1 Nowe


- Jasper? Jak się czujesz? – usłyszałem z ust Esme.
- Normalnie – burknąłem, wkładając sobie słuchawki podłączone do odtwarzacza MP3 z drugiej ręki. Chciałem się wyłączyć, odciąć, ale po raz drugi ktoś poklepał mnie po ramieniu.
- Nienawidzę, kiedy tak robisz – powiedziała obrażonym głosem.
- I nawzajem – odgryzłem się, ignorując kolejne zaczepki.

Drogę do Nowego Jorku pokonaliśmy ekspresowo. Dwa dni siedzenia na tyłku, ignorując głupie rozmowy ojca z matką. Dla mnie bomba. Dobrze, że wziąłem zapas baterii alkaicznych. Nie wiem, czy potrafiłbym ich olewać, nie słuchając muzyki.
Gdy zobaczyłem pierwszy zarys bloków wielkiego miasta, mój humor popsuł się jeszcze bardziej. Nie narzekałem na życie w Forks, ale moi kochani rodzice chcieli za wszelką cenę uciec od problemu, który się za mną ciągnął. Jakby tu, gdzie się przeprowadzaliśmy, miałbym mniejsze szanse do sięgnięcia po to ponownie. Lepiej, żeby wywieźliby mnie na Antarktydę. Chociaż nie – matce byłoby bardziej szkoda słodkich pingwinów, które musiałyby znosić moje towarzystwo, niż własnego syna.

- Jesteśmy – odezwał się Carlise. Zatrzymaliśmy się przed małym domem, zrobionego z czerwonej cegły. Dwie sypialnie, jedna na piętrze, druga na parterze, razem z kuchnią i salonem oraz łazienką na górze – oto, co mieścił.
- Super – jęknąłem.
- Mógłbyś się trochę rozchmurzyć – mruknęła Esme.
- Wspaniały dom. Zapewne spędzimy tu kilka niezapomnianych lat – powiedziałem z sarkazmem. – Ja ze świetnymi rodzicami, a wy ze swoim nieodpowiedzialnym synem.

Żeby spojrzenia mogły zabijać, byłbym już martwy, pomyślałem, gdy zauważyłem, jak ojciec na mnie patrzy. Najchętniej pewnie przyłożyłby mi przez kolano, ale teraz byłem na to za stary. Gdybym wciąż miał 12 lat i nie bałby się, że mogę mu oddać ze zdwojoną siłą…

Dostałem pokój na piętrze. Był mały, z żółtymi, obdrapanymi ścianami. Super. Obiecali mi remont, ale na razie nie było szans. Za dużo wykosztowali się na kupno domu, z remontem poczekamy miesiąc, może dwa – to ich słowa. Mogłem ewentualnie pożyczyć litr (albo dwa) ze sklepu, a oddać sprzedawcom puste pudełko po niej. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym. Wolałem jednak nie wracać do starych nawyków.

- Nawyków – prychnąłem. – Dobrze, że to były tylko nawyki.
Na szczęście byłem sam w pokoju. Rodzice wzięliby mnie na pewno za jeszcze większego wariata i myśleliby, że od tych i nieco innych… nawyków, rzuciło mi się na mózg.
Usłyszałem pukanie do mahoniowych drzwi.
- Mogę? – spytała Esme, otwierając drzwi.
Pokiwałem głową, jednak było to nie potrzebne, bo i tak stała tuż przy mnie. Gdy była w pobliżu, człowiek nie mógł liczyć na żadną prywatność. Denerwowanie swojego syna i podglądanie sąsiadów – to jej ulubione zajęcia.
Trzymała prześcieradło, poduszkę i koc. Położyła to na moim łóżku i zerknęła na mnie. Natychmiast odwróciłem głowę.
- Dobranoc – powiedziała, zawiedziona moim zachowaniem. Zapewne chciała porozmawiać, ale czego się spodziewała? Że będę podskakiwał do sufitu i klaskał uszami, bo się przeprowadziliśmy?
- Dobranoc – rzuciłem za nią, chcą przybrać jak najbardziej normalny ton głosu.

Podszedłem do łóżka, zasłałem je prześcieradłem, ułożyłem poduszkę. Zdjąłem spodnie i bluzę, po czym (zbyt zmęczony, aby brać prysznic) rzuciłem się na łóżko. Przed zgaszeniem światła rozejrzałem się ponownie po pomieszczeniu.

W pokoju z żółtymi ścianami, od których aż mdliło, mieściło się: dębowa, jednodrzwiowa szafa i biurko z nadstawką (także dębowe), do tego klonowa szafka nocna, nie od kompletu, stojąca obok łóżka z czarną, metalową ramą. Do tego turkusowe zasłony, biały dywan i różowe dwie lampki. Wszystkie te sprzęty udowadniały, że poprzednią właścicielką tego pokoju była dziewczyna, która za wszelką cenę chciała uczynić z tego przytulne gniazdko. Jak widać – nie udało jej się. Nic dziwnego, że się wyprowadziła. Czym prędzej zgasiłem światło i zamknąłem swoje zmęczone oczy, aby nie oglądać dłużej tej klitki.

Tej nocy miałem dziwny sen. Ponoć to, co przyśni się na nowym miejscu, może się sprawdzić w rzeczywistości. Miałem nadzieję, że tak się nie stanie. Nie chciałem do tego wracać.
Siedziałem w czarnym mercedesie pod szkołą średnią w Forks. Gdy usłyszałem donośny dzwonek ogłaszający koniec zajęć, pośpiesznie wyszedłem ze swojego samochodu i stanąłem przy wyjściu, czekając na pierwszych klientów. Poszczególne grupki uczniów lub pojedyncze osoby wiedziały, po co mogą do mnie podejść. Handel z nimi trwał od kilku, do kilkunastu minut. Później podjeżdżał mój kumpel – James i jego panienka – Victoria, i razem szliśmy do innych uczniów. Zaczynaliśmy z nimi rozmowę. Niektórzy chętni konwersowali z nami dłużej i po pewnym czasie dokonywaliśmy transakcji. Inni uciekali, gdy tylko zorientowali się, czym handlujemy.

- Jasper? – usłyszałem. Kto do cholery śmiał mnie budzić.
- Co?! – warknąłem, zapalając światło.
- Dzwoni Emmett. Chce pogadać – powiedział oschle Carlisle. Wyciągnąłem rękę po telefon.
- Halo? – rzuciłem. – Nie mogłeś wcześniej? Spałem.
- Dzięki za miłe powitanie. Śpisz, mówisz. Tak wcześnie? Spity jesteś, czy jak?
- Zmęczony. Czego chcesz?
- Nie widzisz swojego najukochańszego członka rodziny - swojego wspaniałego braciszka trzy miesiące, a tu takie powitanie. Nieładnie. – Zacmokał do słuchawki.
- Mhm – mruknąłem, ziewając.
- Zrób miejsce w pokoju. Jeszcze jakieś 92 dni i wychodzę.
- Co? – spytałem. Emmett od razu mnie rozbudził.
- Za około 2232 godziny będę dzielił z tobą łóżko, bracie.
- Żartujesz?
- Jeśli chodzi o prawo – nigdy.
- Ale dlaczego? – drążyłem, choć zabrzmiało to, jakbym się nie cieszył. Wręcz przeciwnie. Byłem szczęśliwy. Nareszcie ktoś z mojego środowiska.
- Niestety za dobrze się sprawuję, a takich grzecznych tu nie chcą – powiedział, udając, że szlocha.
- Super! – krzyknąłem z entuzjazmem. -Nareszcie będzie tu ktoś z moich.
- Przestań – warknął. – Skończyłem z tym dawno temu.
- Trzy miesiące temu – wypomniałem mu.
- Tak, to dawno. Tacy jak my żyją krótko, więc ten czas, jaki tu siedzę jest znacznym procentem lat, które przeżyliśmy i tych, które na nas czekają, razem wziętych.
- Co ty w ogóle pieprzysz?
- Nieźle mnie przeszkolili tu, co? Jak tam w wielkim świecie?
- Może być. Ale ty… To w ogóle do ciebie nie pasuje, te całe zachowanie.
- Dobra, bracie – szepnął nerwowo – trzymaj się. Strażnik sapie, żeby kończyć. I tak ledwo pozwolili mi zadzwonić.
- Jasne – mruknąłem, ale już się rozłączył. – Carlisle? – krzyknąłem. Zjawił się po kilku sekundach, pewnie podsłuchiwał.
- Tak?
- Nieładnie – powiedziałem z wymuszonym uśmiechem.
- Ale co? – Udawał niewiniątko, co mnie strasznie irytowało.
- Podsłuchiwałeś – dokończyłem tonem nie znoszącym sprzeciwu, wręczając mu słuchawkę. – Dobranoc – dodałem, gasząc światło.
- Tobie także. Lepiej śpij już. Jutro czeka cię trudny dzień.
- Trudniejszy niż siedzenie dwie doby w samochodzie ze starszymi? – spytałem szczerze przyjaznym, jak na mnie, tonem.
- Z pewnością – odparł uśmiechając się blado.

Przez chwilę miałem wrażenie, że waha się, czy nie zbliżyć się do mnie i nie pocałować mnie w czoło. Zupełnie jak 7 lat temu, gdy miałem dwanaście lat, przed tym, kiedy zaczęło się te całe pieprzone gówno. W prawdzie nie miałbym nic przeciwko. Nie zrobił jednak tego, aczkolwiek pogłaskał mnie delikatnie po moich blond włosach. Ten gest wyjątkowo mnie zawstydził, ale też na pewien sposób ucieszył. Może nie spaliłem jeszcze wszystkich mostów? Nie sądziłem jednak, abym mógł naprawić wszystko to, co zrobiłem złego.
Po chwili wyszedł, zostawiając mnie samego.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rathole dnia Pon 15:19, 15 Lut 2010, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alex
Człowiek


Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 15:29, 11 Lip 2009 Temat postu:

jak przeczytałam tytuł to od razu mi sie skojarzyło z Lost xD i myślałam że będzie coś w stylu bezludna wyspa itp. itd.
Rozwaliło mnie to że nasz misiek kibluje xD taki niegrzeczny chłopczyk Jazz zresztą też z tego wynika.
Cicha woda brzegi rwie. To przysłowie zawsze mi pasowało do naszego blondynka ;p

ogólnie pomysł jest inny i za to duży plus bo jeszcze nie spotkałam się z czymś takim.
Powstrzymuje się aby nie wejść na TS i zobaczyć czy są kolejne rozdziały o ile tam wstawiłaś to opowiadanie xD
ale powstrzymam się i czekam na kolejne rozdziały

WENY WENY WENY !

pozdrawiam
Alex


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kizia-Mizia
Człowiek


Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraśnik

PostWysłany: Nie 14:02, 02 Sie 2009 Temat postu:

Przepraszam, ze dopiero teraz.
Przeczytałam wcześniej tyle, że nie byłam na swoim kompie a ja hasla mam pozapamiętywane i nie znam, to miałam skomentować w domu, tyle ze zapomnaiałam.
Wybaczysz mi? Wink
Strasznie mi się podobało.
Zresztą mi się większość ff'ów podoba, ale ten jakos tak wyjątkowo nie ma w glownym "temacie" E&B
I to już jest duży plus, a najbardziej mi sie podoba to, że Jazz jest niegrzeczny Razz
No i oczywiście czekam na następny rozdział.
Możesz być pewna, że będę Cie szczerze informować co myślę, za każdym razem, gdy wstawisz nowy rozdział Smile

EDIT:
Powiedz mi tylko jedno, bo nie jestem pewna w 100%
Emmett siedzi w więzieniu, czy w osrodku dla tych, którzy ćpają?
Bo tak nie wiem...
Razz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kizia-Mizia dnia Nie 14:05, 02 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bliss
Administrator


Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:09, 02 Sie 2009 Temat postu:

To, zeby przypadkiem nie bylo, ze ja nie przeczytalam Very Happy
Co moge teraz napisac? Wiesz, ze od poczatku mi sie spodobalo, szczegolnie wizja Jaspera-cpuna, Emmetta-recydywisty i tego, ze nie sa takimi grzecznymi chlopcami XD
Naprawde przykro, ze prawie nikt tego nie komentuje, a przez to ty nie wstawiasz kolejnych rozdzialow, ale moze popatrz na tych, ktorzy czytaja, a nie NIE czytaja.
Ciezko jest mi teraz cokolwiek napisac, za duzo czasu minelo, jestem juz za bardzo do przodu, ale niech nie bedzie, ze sie nie odezwalam Smile
Czekam na nastepny rozdzial DLA MNIE i wiesz, o ktorym juz mysle Very Happy
Pozdrawiam
Bliss


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Duffy
Nowonarodzony


Dołączył: 03 Cze 2009
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 17:39, 02 Sie 2009 Temat postu:

OMG! Jestem ślepa czy co? Przyznaję się bez bicia, chyba to pierwsze. Nie no, wybacz, ale nie zauważyłam twojego ff'a. Sad

Dobra, do rzeczy... Na początku, kiedy zobaczyłam, że ff będzie o Jasperze, to mi się odechciało czytać. Zaciekawiła mnie pierwsza linijka prologu, więc już pociągnęłam dalej. Ogólnie nie przepadam za opowiadaniami o Jasperze lub Alice. Pewnie dlatego, że przyzwyczaiłam się do B&E i jakoś mi trudno przejść na inny punkt widzenia. Jednak to czytało się fajnie i muszę powiedzieć, że naprawdę mi się spodobało. Wink
Co do postaci, to zgadzam się z Bliss. Fajnie, że są niegrzeczni chłopcy. xD Jejku, jak to brzmi? xD
Zakochałam się w kilku przeboskich zdaniach, przy których rozdziawiam buzię i potem mam problemy z zamknięciem. Wymieniać nie będę, za dużo ich.
Prolog powala na kolana. Zaskoczyłaś mnie. Kłaniam się do stóp, których nie ma, ale i tak się kłaniam, jest rewelacyjny.
Rozdział również świetny. Ciekawa fabuła, trzeba przyznać.
W jednym zdaniu: Oficjalnie podpisuję się pod listą stałych czytelniczek Twojego ff'a.
Teraz czekam z niecierpliwością, będąc jeszcze w szoku, na kolejny rozdział, który, mam nadzieję, pojawi się niedługo.
Weny. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rathole
Administrator


Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:42, 02 Sie 2009 Temat postu:

Dziękuję za miłe słowa. Trochę mi głupio, bo komentarze, oprócz tego od Alex, ukazały się dopiero po moim poście w punkcie skarg i zażaleń. Wyszło na to, ze biedna pani moderator nie ma czytelników Very Happy

Wciąż nie sprawdzony przez osobę trzecią.

Rozdział 2
Niespodzianka



Otworzyłem oczy. Czułem się wyjątkowo niewyspany. Głowa mnie bolała, zapewne od natłoku myśli i tego, że prawie nie zmrużyłem oka. Pośpiesznie spełzłem z łóżka, wyjąłem z, wciąż nie rozpakowanej, torby ręcznik, parę dżinsów, bluzę i skarpetki, i udałem się do łazienki. Wziąłem szybki, zimny prysznic – taki jak lubiłem najbardziej – owinąłem się ręcznikiem i wysuszyłem włosy. Następnie się wytarłem i naciągnąłem na siebie ubranie. Po skończonej toalecie, rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym byłem pierwszy raz. Wczoraj nie miałem czasu ani ochoty, aby zwiedzać dom. Łazienka była wyjątkowo ciasna. Brązowa boazeria optycznie pomniejszała ją jeszcze bardziej. Biała wanna, umywalka i ubikacja stanowiły kontrast ze ścianami, od których zaczynały boleć oczy.

Wracając do pokoju po plecak, zastanawiałem się, czy nie odpuścić funduszy na odnowienie swojego pokoju, aby móc odremontować łazienkę. Wyrzuciłem z głowy ten pomysł, po czym zbiegłem do kuchni. Na stole czekało na mnie śniadanie.

Przeszyłem wzrokiem także te pomieszczenie. W przeciwieństwie do reszty domu, kuchnia była jasna i przestronna. Jedną ścianę, przy której zostały ustawione szafki i lodówka, i kuchenka, wyłożono pomarańczowo-brązowymi kafelkami, ale przody mebli były jasne, jakby ecru, podobnie jak odcień pozostałych trzech ścian. Krzesła przy stole z jasnego drewna, były czerwone, tak jak i zasłony przy oknach i donice na parapecie. Kolory te sprawiały, że pomieszczenie wydawało się być ciepłe i przytulne.

Usiadłem przy stole, gotów konsumować śniadanie, gdy zauważyłem kartkę leżącą obok talerza i klucze.
Carlisle pojechał załatwić formalności związane z mieszkaniem i przyszłą pracą. Charlie załatwił mu pracę! A ja cały dzień spędzę, czytając ogłoszenia. Może ktoś potrzebuje kucharki? W każdym bądź razie zamknij drzwi, nie włócz się nigdzie, idź do szkoły, kocham cię,
Mama

- Nie włócz się nigdzie – powtórzyłem cicho i napisałem na drugiej stronie kartki jedno zdanie: Po szkole idę zwiedzić miasto, Jasper.
- Mam nadzieję, że to rozczyta – mruknąłem, wpychając sobie resztę jajecznicy do ust. Poczułem, że muszę natychmiast czegoś się napić. Pobiegłem do lodówki, modląc się … nie, nie modliłem się. Pobiegłem do lodówki, mając nadzieję, że jest pełna. I była, jeszcze jak. Uśmiechnąłem się do siebie, sięgając po puszkę piwa. Otworzyłem ją i wypiłem kilkoma łykami. Wyjąłem jeszcze dwie – jedną schowałem do plecaka, a drugą zamierzałem skonsumować w drodze do szkoły. Wybiegłem z domu i, gdy tylko zamknąłem drzwi, otworzyłem puszkę i zacząłem ją opróżniać, delektując się każdym łykiem.

Liceum znajdowało się blisko mojego domu, więc gdy dotarłem do szkoły, napój wciąż trzymałem w ręce. Pozostałości wlałem sobie do ust i wrzuciłem puszkę do kosza. Niechcący, powiedzmy, że niechcący, dość donośnie mi się odbiło, na co dwie mijające mnie dziewczyny odwróciły się i zaczęły coś do siebie szeptać. Czy powinno zrobić mi się głupio? Cóż, nie zrobiło się.

Trzy pierwsze lekcje były straszne.. Musiałem głupio się wszystkim przedstawiać, a nauczyciele wybierali mi idiotyczne miejsca z przodu klasy. Na każdym przedmiocie nudziłem się strasznie, ale na czwartek lekcji było, o dziwo, lepiej. Mogłem usiąść na końcu sali, przy ostatnim wolnym stoliku. Przede mną siedziała owa blondynka, wraz z dziewczyną, która urodą przypominała elfa* – spiczaste uszy, wąski nos i kruczoczarne włosy, wywinięte każdy w inną stronę. Mijając je puściłem do nich oko, po czym blondynka zarumieniła się. Wyglądała uroczo, ale moją uwagę bardziej, tym razem, przykuła ta druga.

- Jestem Jasper – zagadałem do niej.
- A-Alice – wyjąkała, uśmiechając się niepewnie. – A tamta… To znaczy, obok mnie. To jest Rosalie.

Rosalie nie sprawiała wrażenia, tak miłej, jak moja rozmówczyni, wręcz przeciwnie. Wydawała się też być nadzwyczaj próżna, gdyż minimum 30 raz wyciągnęła ze swojej srebrnej torby różowe lusterko. Nie, żebym liczył…

- Cześć! – powiedziała Rose, na co skinąłem głową. Moja obojętność wobec niej spowodowała ponowne zaczerwienienie się jej policzków. Zachichotałem drwiąco.

Gdy nauczyciel odwrócił się i zaczął rysować schemat budowy komórki, wyciągnąłem z plecaka trzecią puszkę piwa. Otworzyłem ją zgrabnym ruchem i usłyszałem dochodzący z niej cichy syk, a piana zaczęła wypływać na moje ręce.

- Cholera – mruknąłem, na co moje sąsiadki odwróciły się.
Siorbiąc i przeklinając się za to, zrobiłem kilka małych łyków, aby ciecz nie wylała mi się ponownie.
- Proszę – powiedziała Alice, wyciągając w moją stronę rękę z paczką husteczek.
- Dzięki – szepnąłem. – Pijesz? – dodałem, patrząc na notatki, znajdujące się na jej połowie stolika.
- Eee… - zawahała się.
- Ona nie, ja czasami – odezwała się Rosalie, trzepocząc rzęsami i wyrywając mi z ręki piwo.
- Oddaj to – syknąłem, a Alice posłała jej mordercze spojrzenie. Może była o mnie zazdrosna? Cholera, za bardzo sobie schlebiasz, Cullen. No, ale czy to moja wina, że wszystkie dziewczyny lecą na boskiego Jazza? Uśmiechnąłem się sam do siebie, co Rose źle zinterpretowała i spłonęła rumieńcem. Oddała mi puszkę, po czym dostała czkawki.

- Już widzę, jak czasami pijesz – mruknąłem cicho, na co Alice zachichotała, a blondynka zrobiła się jeszcze bardziej czerwona, po czym wlepiła wzrok w tablicę. Po dzwonku wybiegła z sali, nie czekając na Alice.

- Co masz następne? – zagadałem.
- Angielski – odpowiedziała, patrząc na mnie. Zerknąłem także na nią. Dopiero z bliska, gdy dzieliło nas zaledwie kilkanaście centymetrów, zauważyłem, jaka jest piękna. Jej fryzura świetnie podkreślała rysy twarzy, idealnie proste zęby, schowane za równymi, pełnymi ustami i oczy… Tak, miała piękne oczy. Mogłem w nie patrzeć bez końca. Mogłem się w nich nawet utopić. Pożerałem ją wzrokiem centymetr, po centymetrze, co nie uszło jej uwadze.

Potrzebowałem kogoś takiego, jak ona. Kogoś tak ciepłego, trochę skrytego i tajemniczego. Z pewnością okiełznałaby mnie, zahamowała, abym nie robił głupstw.

- Co się tak gapisz? – spytała podejrzliwie, starając się przybrać obojętny ton głosu.
- Ja… - zawahałem się. – Jesteś całkiem przystojna.. To znaczy ładna, rozumiesz. – Boże, robiłem z siebie kompletnego idiotę.
- Dzięki – powiedziała, uśmiechając się. – Ty też jesteś całkiem ładny. To znaczy przystojny, rozumiesz. – Zachichotała, a ja, nie ukrywam, razem z nią. Wydawała się być całkiem w porządku.
- A ty, jaką będziesz miał teraz lekcję?
- Angielski – odpowiedziałem pogodnie. – Możemy iść razem.
- Ja.. Wiesz…- zaczęła, ale przerwała, patrząc przed siebie.
- Alice! – usłyszałem z ust wysokiego, umięśnionego bruneta, stojącego przed nami.
- Cześć – odpowiedziała, całując go w policzek. Dla mięśniaka było widocznie mało, bo położył jej swoją wielką łapę na plecach i przyciągną do siebie. Marzyłem tylko, aby nie połamał jej kręgosłupu. Powinienem się oddalić, ale nie. Stałem tam jak skończony debil, patrząc jak się mizdrzą.
- O, przepraszam – powiedziała zawstydzona Alice, odklejając się od swojego chłopaka. – Laurent, to jest Jasper. Jasper, to jest Laurent.
- Miło mi – wycedziłem, ściskając rękę faceta odrobinę za mocno. Niestety, on zrobił tak samo. Stłumiłem w sobie krzyk. Cholera, nie miażdży się tak ręki dla nowych znajomych!

- Dla mnie również – odpowiedział z wymuszonym uśmiechem. – Alice, chodźmy do sali – dodał, obejmując ją w pasie i niemal ciągnąc za sobą.
- Czekaj, Jasper ma z nami następną lekcję – mruknęła. – Okaż trochę zrozumienia, to jego pierwszy dzień – szepnęła, abym nie mógł tego usłyszeć.

W Laurencie aż się gotowało, ale ja zająłem miejscu u boku Alice i, zajęci rozmową, pomaszerowaliśmy do klasy. Starałem się kompletnie ignorować towarzyszącego nam chłopaka.

- Nie tęsknisz za Forks? Nowy Jork jest przecież wielki – spytała zaciekawiona, gdy opowiedziałem jej, skąd przyjechałem.
Stanęliśmy przed drzwiami klasy. Otworzyłem je przed Alice, wpuszczając ją przodem i zamykając je przed nosem Laurentowi. Zająłem miejsce w ławce przed nią.
- Tęsknię. To znaczy tęskniłem, bo po dzisiejszej biologii nieco mniej. – Puściłem do niej oko, na co się zarumieniła.
- Łatwo się tu zgubić… Mieszkam tutaj tyle lat, a wciąż odkrywam nowe miejsca, więc…
- Może mi je pokażesz? – przerwałem jej świadomie, aby jeszcze bardziej wkurzyć jej chłopaka. Podziałało.
- Nie sądzę, aby Alice znalazła czas. Wiesz, jesteśmy czasami bardzo… zajęci.
- Mógłbyś się nie wtrącać, kiedy rozmawiam z tak uroczą dziewczyną? – powiedziałem, trzepocząc rzęsami. Facet zdenerwował się jeszcze bardziej, na co zachichotałem.
- Przestańcie – mruknęła Alice, gdy zadzwonił dzwonek.

Kiedy zamilkliśmy, a nauczyciel (gruby, niski, łysiejący pięćdziesięciolatek) zaczął czytać listę obecności, znów zaczęła mnie boleć głowa. Złapałem się za skroń, na co Alice położyła mi rękę na ramieniu.
- Tabletkę? – spytała. Ta to zawsze przygotowana, pomyślałem.
- Jasne, dzięki.
Nie wiedziałem, czy wytrzymam w tym mieście, ale byłem pewien, że zaraz rozniesie mi łeb.
Wtedy ją zobaczyłem…


*Wybaczcie Very Happy

________
I jak? Wink
Od razu mówię, że to nie będzie takie, jak pewnie myślicie, że będzie. Razz
Oczywiście pojawi się motyw miłości, ale nie będzie to tak, jak moglibyście przepuszczać, że będzie Smile

Postaram się Was zaskoczyć Very Happy

Wytknąć mi palcem błędy, proszę Cool


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kizia-Mizia
Człowiek


Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraśnik

PostWysłany: Nie 19:51, 02 Sie 2009 Temat postu:

Zacznę od błędów, na które wyjątkowo zwróciłam uwagę.
Nie zeby złośliwie, tylko zauważyłam przez przypadek Razz
Cytat:
Stłumiłem w sobie krzyk. cho****, nie miażdży się tak ręki dla nowych znajomych!

Ch**** - z dużej powinno być.
A po za tym cos mi nie pasuje
"dla nowych znajomych"?
Chyba raczej nowym znajomym
Albo ja jestem glupia, albo tu jest blad Very Happy
Co do tekstu, to mam nadzieję, że mnie zaskoczy.
Nie martw się, ze komentarze dopiero po Twoim poscie, bo to nie ma nic do rzeczy...
Trzeba się reklamować no nie? Razz
Podoba mi sie ten niegrzeczny Jazz.
Piwo w szkole?
I to jeszcze na lekcji jesli dobrze zrozumiałam.
W każdym mąć razie z niecierpliwością oczekuję, aż dojdzie Em, bo dopiero może zacząć się dziać.
Jak na początek, to swietnie sie wszystko przedstawia.
Twoje teksty są powalające.
A raczej teksty Jazza xD
A tak na koniec...
Chciałabym zobaczyć jak Jazz trzepocze rzęsami Razz

Podsumowując...
Podoba mi się, czekam na następny rozdział.
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rathole
Administrator


Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:12, 02 Sie 2009 Temat postu:

Gwoli wyjaśnień
Normalnie chol.era jest z dużej, ale cenzura wprowadzona przez Paolę zmienia ten wyraz, aby był zapisany z gwiazdkami i z małej litery Smile

Mi się wydaje, ze dla nowych znajomych. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Duffy
Nowonarodzony


Dołączył: 03 Cze 2009
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:32, 04 Sie 2009 Temat postu:

Cytat:
Wytknąć mi palcem błędy, proszę


Tak, to się nie da... xD

Szkoda, że rozdział taki krótki, ale cieszę się, że wrzuciłaś go tak szybko.
Co do komentowania po uwadze w tamtym temacie, to jeśli komuś by się nie chciało, to i tak by nie napisał po tamtym poście. Też uważam, że to nie ma nic do rzeczy.

Ciekawy rozdział, zobaczymy co będzie dalej, jeśli nie tak, jak myślimy, że będzie. xD Aż się boję, co też wymyśliłaś... Very Happy
Cytat:
Nie wiedziałem, czy wytrzymam w tym mieście, ale byłem pewien, że zaraz rozniesie mi łeb.
Wtedy ją zobaczyłem…


Nieładnie kończyć w takim momencie, wiesz? Smile
Ciekawe, do czyjego wizerunku pasuje określenie "ona"? Wykorzystałaś już Rose i Alice. Aż się dziwię, że to nie ta druga...
Czekam na kolejny rozdział. A tymczasem oprawię sobie w ramkę prolog i będę się do niego modliła... xD Weny...Wink Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alex
Człowiek


Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 19:15, 04 Sie 2009 Temat postu:

muszę sie przyznać że już dawno gdy nie dodawałaś rozdziału zajrzałam na TS i przeczytałam wszystko co było xD nie masz mi tego za złe ? :p
i przestrzegam ! nie wchodzić na TS ! czekać aż tu sie pojawią
najchętniej bym skomentowała wszystko co przeczytałam ale wdech wydech. Opanowałam się.

trudno mi sie przyzwyczaić do takiego Jazza. Rozwaliło mnie to ze Alice chodzi z Laurentem xD od razu miałam przed oczami Ediego ale za wszelką ceną staram sie to zmienić. I dlaczego elf ? czy to wina tego piwka które Jasper skonsumował ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rathole
Administrator


Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:40, 04 Sie 2009 Temat postu:

Alex , dlaczego elf? Otóż znudził mnie ten wszechobecny chochlik Very Happy

Beta wspaniała Bliss

Rozdział 3
Sami swoi



Po kilku minutach do sali weszła dziewczyna. Ledwo trzymała się na nogach, wyglądała jakby zarwała całą noc. Jakiś kujon, pomyślałem. Widać, że była zmęczona. Obok niej stał wysoki i szczupły, miedzianowłosy chłopak. Pierwszym moim skojarzeniem było, że to rodzeństwo, ale w ogóle do siebie nie pasowali. Może są parą? Nie trzymali się za ręce, nie pochłaniali wzrokiem. Patrząc na nią pomyślałem o Emmecie i o tym, że bardziej prawdopodobne byłoby powiązanie jego z tą dziewczyną. Także nie pasowali do siebie pod względem wyglądu, ale nie raz widziałem swojego brata, który wyglądał niemal tak samo. Cholera, ten facet nie powinien jej w tym stanie przyprowadzać do szkoły.
Reszta uczniów przyjęła fakt przybycia pary normalnie. Nie byli zdziwieni ich zachowaniem. Zupełnie jakby to było naturalne. Mógłbym w prawdzie spróbować się z nimi zaprzyjaźnić, ale czy chciałem po raz kolejny mieszać się w takie towarzystwo? Z drugiej strony, może jakoś bym jej pomógł. Tak, z pewnością. Nastolatek po przejściach, który nie radzi sobie z własnym życiem, sprowadza piękną brunetkę na dobrą drogę.
Prychnąłem. Chłopak dziewczyny odwrócił się i zmierzył mnie wzrokiem, po czym zerknął na swoją towarzyszkę. Siedziała, podpierając jedną dłonią brodę, a drugą masując skronie. Może po prostu źle się czuła? Cóż, nie mogłem jej osądzać, nie zapoznając się z nią.

- Czego się gapisz? - warknąłem do faceta, zapominając o planach zaprzyjaźnienia się z nim. Chłopak momentalnie się odwrócił. Był całkowicie nieszkodliwy. Dlaczego więc zadawał się z kimś takim jak ona? - Przepraszam. Chodzę dziś jak bomba. Wiesz, pierwszy dzień w nowej szkole. Wielki świat czeka na mnie otworem, a ja muszę tu siedzieć.
Pokiwał jedynie głową, bez patrzenia na moją osobę.
- Jestem Jasper- powiedziałem po chwili.
- Edward Masen - usłyszałem. Chłopak odwrócił się i podał mi rękę. - To jest Isabella Swan, ale woli, gdy zwraca się do niej Bella. - Wskazał na dziewczynę. - Słyszałaś, Bello? Ten za nami ma na imię Jasper. Mówiłem ci. Nowa twarz w szkole. Przyjechał ze stanu Waszyngton.- Dziewczyna pokiwała głową.
- Miło cię poznać - wysapała z trudem, odwracając się do mnie. Jej źrenice były wyraźnie zbyt rozszerzone, a przecież w sali panowała jasność. W ogóle te oczy wydawały się być jakby... za mgłą.
- Przepraszam cię za nią. Dzisiaj jest po prostu trochę zmęczona... Nie jest... - tłumaczył.
- Sobą - dokończyłem za niego. - Rozumiem. Nie pierwszy raz widzę kogoś takiego.
- Tak. Hm, cóż? - mruknął zbity z pantałyku.
- Hej, może potrzebujecie pomocy? Wiesz, znam się trochę.
- Jesteś psychologiem? Psychiatrą? Pracujesz w klinice uzależnień?
- Nie, nie i prawie.
- Co znaczy prawie?
- Mogę ci jedną polecić. Nawet nie wiesz, co oni potrafią tam zrobić z człowiekiem. Wychodzi stamtąd jak nowonarodzony.
- Czyżby? - W chwili, w której przeszył mnie wzrokiem, doszedłem do wniosku, że nie chcę mieć z nim nic więcej do czynienia. Żadnej przyjaźni, żadnej znajomości. Tylko Bella...
- Tak. - Dziwny facet, pomyślałem. Na szczęście, od rozmowy z nim uwolnił mnie dzwonek.

Poderwałem się z miejsca i lekko chwiejnym krokiem wyszedłem na korytarz.
- Czekaj, Jasper! - usłyszałem krzyk Alice.
- Co? - powiedziałem nieco nieuprzejmie, na co ta zrobiła zawiedzioną minę.
- Ja... po prostu pomyślałam, że może my... To znaczy ty i ja... Mogę pokazać ci miasto, co ty na to?
- A gdzie Laurent? - spytałem podejrzliwie.
- Musiał wcześniej być w domu. To jak?
- W porządku. Dokąd się wybierzemy?
- Myślałam o Manhattanie. Pokażę ci Central Park.
- Muzea i te sprawy?
- Nie, skąd. Po prostu pomyślałam, że tam jest wyjątkowo ładnie i możemy pogadać.

Wyszliśmy z budynku szkoły i złapaliśmy taksówkę. Nie miałem przy sobie portfela i czułem się nieco głupio, gdy Alice za wszystko płaciła. Postanowiłem, że jutro zwrócę jej połowę kosztów. Pytanie tylko, czym dojadę z wyspy do domu?

Gdy znaleźliśmy się w Central Park, niekontrolowanie otworzyłem buzię. Zrozumiałem to po chwili i udając, że nic nie zrobiłem, choć czułem się jak idiota, zamknąłem ją z powrotem.
- Przywykłem do zieleni w Forks, ale tu jest pięknie - wyszeptałem.
- Lubię tu przychodzić - powiedziała i łapiąc za łokieć, poprowadziła mnie w stronę jednej z ławek nad stawem. Po chwili wyciągnęła z torby notes i dwa ołówki i zaczęła szkicować okolicę.
- Masz talent - pochwaliłem ją, choć kartka była prawie pusta.
- Dziękuję - uśmiechnęła się i spojrzała na mnie. - Lubię rysować.
- Co najbardziej?
- Krajobrazy, pejzaże. Często projektuję też ubrania. Za to nienawidzę rysować ludzi. Zawsze wychodzą mi mało proporcjonalni.
- Cóż, ludzie tak naprawdę nie są proporcjonalni. Wiesz, że gdybyśmy przecięli człowieka na pół, powiedzmy po linii kręgosłupa, która mogłaby być naszą osią symetrii, a później zrobili odbicia lustrzane każdej z połówek, nie bylibyśmy już tacy ładni. No, z pewnością ty byś wciąż była... ale reszta ludzi nie. Więc nie martw się, nawet nieproporcjonalne jest dobre - ciągnąłem, mając nadzieję, że nie wychodzę na idiotę.
- Możliwe - powiedziała, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Jesteś pewna, że ci nie przeszkadzam? - spytałem, patrząc, jak bardzo jest pochłonięta pracą.
- Skąd. W końcu sama cię tu przyprowadziłam. - Odłożyła notes. - W której dzielnicy mieszkasz?
- Brooklyn, a ty?
- Od jakiegoś miesiąca na Staten Island. - Uśmiechnęła się. - Wcześniej mieszkałam na Manhattanie.
- Czemu się przeprowadziłaś?
- Mój ojciec jest deweloperem. Zaczęło mu się lepiej powodzić, rozbudował firmę. Doszedł do wniosku, że na Staten Island będzie jeszcze lepiej, więc przeprowadziliśmy się tutaj, aby miał bliżej do pracy i tak dalej. Ja tam uważam, że to tylko przykrywka.
- Przykrywka? - spytałem podejrzliwie.
- Wiesz, widziałam, że poznałeś Edwarda. -Wzięła głęboki oddech. - Kiedyś z nim byłam. Rodzice, szczególnie ojciec, są uprzedzeni. On jest nawet w porządku, ale dla nich wystarczy sam fakt, że pochodzi z Bronx. Poza tym, widziałeś jego siostrę.
- Siostrę? Przecież mają inne nazwiska, nawet nie są do siebie zbyt podobni...
- Przyrodnia, ale mieszkają razem. O ich rodzinie nie krąży najlepsza opinia. Mają jeszcze trójkę rodzeństwa, każde z innego ojca.
- O rany - mruknąłem. - Twój tata chciał cię wyrwać od takiego towarzystwa?
- Nie od towarzystwa. Zadawałam się tylko z nim. Nie jestem taka jak oni, jak jego rodzina i towarzystwo siostry. Mówiłam ci, on jest w porządku. To tylko te otoczenie - odpowiedziała szorstko.
- Skąd ja to znam - szepnąłem do siebie, ale chyba nie dosłyszała.
- Poza tym wspólnik mojego ojca ma syna. Rozumiesz, dobra rodzina, reputacja, świetne stopnie.
- Ale przecież jesteś z Laurentem.
- No właśnie. Jego ojciec pracuje z moim. Mówię ci, koszmar. Rodzice myślą, że wciąż żyją w średniowieczu, kiedy to oni powinni wybierać córkom mężów. Nawet moich znajomych kontrolują.
- Może im się nie spodobać to, że nie mam willi, kilkunastu tysięcy na koncie, pochodzę z małego miasteczka, a moi rodzice nie są nadzianymi biznesmenami?
- Być może, ale wiesz co? Mam to gdzieś. Skończyły się czasy, kiedy robiłam wszystko to, co kazali mi rodzice.
- Rosalie też ci wybrali?
- Tak, to córka asystentki taty. Ale koniec o mnie. Powiedz coś o sobie. Wiem tylko, że tęsknisz za Forks. Więc dlaczego się przeprowadziłeś?
- Miałem takie małe... problemy. Poza tym rodzice, szczególnie mama, chcieli chyba posmakować wielkiego świata.
Spojrzała na mnie podejrzliwie, ale wiedziała, że o tych "małych" problemach nic więcej jej nie powiem. Za dobrze mi się z nią rozmawiało, żeby teraz, przez moją przeszłość, to tracić. Znów złapała mnie na tym, że dokładnie jej się przyglądam.
- Nie lubię, kiedy tak robisz. - Zawstydziła się.
- Obiecuję, że będę się pilnować - przyrzekłem, podnosząc dwa palce do góry, na co Alice parsknęła śmiechem.
- W porządku. Masz rodzeństwo?
- Brata, Emmetta.
- Czemu nie przyjechał z tobą?
- Wyjechał. Wróci za trzy miesiące? Jest w Kanadzie - skłamałem pośpiesznie, ale chyba tego nie kupiła.
- A co tam robi? ? dopytywała.
- Wiesz? Forks jest małe... Mniejsze możliwości. Myślę, że pojechał tam do pracy.
- Nie wiesz po co twój brat wyjechał do innego kraju? Nie mógł pojechać do Seattle, albo do Portland? - zdziwiła się. - A w jakim jest teraz mieście?
- Vancouver - palnąłem.
- To się świetnie składa! - ucieszyła się. - Mam tam rodzinę. Moglibyśmy ich odwiedzić.
No pięknie, pomyślałem.
- J-jasne - wyjąkałem.
- Może w następny weekend, co ty na to? - spytała, na co odetchnąłem z ulgą. Widocznie nie domyślała się, że nie mówię prawdy.
- Nie wiem... Dopiero co przyjechałem z zachodniego krańca Ameryki. Chciałbym najpierw zadomowić się w Nowym Jorku.
- Tak, pewnie zajmie ci to trzy miesiące, nieprawdaż?
- Możliwe - odpowiedziałem z wymuszonym uśmiechem. Nie drążyła dalej tego tematu, choć nie sprawiała wrażenia osoby, która łatwo odpuści.
- Jest piątek, może wyskoczymy wieczorem do klubu? - W jej oczach pojawiły się iskierki.
- Zabawa w klubie bez alkoholu? - zadrwiłem. - Myślisz, że nas wpuszczą?
- Dlaczego mieliby nas nie wpuścić? Ze mną wejdziesz wszędzie. W Spotlight Live mam zaprzyjaźnionego ochroniarza - powiedziała z uśmiechem.
- W porządku. O której się tam spotkamy?
- Nie przyjedziesz po mnie? - spytała oburzona. Kompletnie mnie zdezorientowała.
- Nie, nie mam samochodu - odpowiedziałem zmieszany. - Ale mogę pożyczyć od ojca. Oczywiście, jeśli nie boisz się, że wjedziemy w drzewo. Nie mam prawa jazdy.
- Żartuję przecież! Poza tym, jakbyś wrócił? Nie można prowadzić samochodu pod wpływem alkoholu.

Po godzinie dziewiętnastej stawiłem się w Central Park i czekałem na Alice przy "naszej" ławce. Gdy się zjawiła, zamówiliśmy taksówkę i podjechaliśmy kilka ulic dalej do klubu. Tym razem wziąłem portfel z wszystkimi moimi oszczędnościami (wiedziałem, że SL nie należy do tanich imprez) i zapłaciłem taksówkarzowi.
Gdy wysiedliśmy z samochodu, moją uwagę przykuła niewysoka dziewczyna, stojąca po drugiej stronie ulicy i kłócąca się z jakimś łysym facetem


Spoiler 4
Jasper jako zły chłopczyk Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rathole dnia Sob 11:17, 05 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kizia-Mizia
Człowiek


Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraśnik

PostWysłany: Wto 19:54, 04 Sie 2009 Temat postu:

Twisted Evil Zły chłopczyk?
Już mi sie podoba.
Wogóle wszystko mi sie podoba.
Czyżbyś miała zamiar połączyć Jazza i Belkę.?
Aż mnie zatkało.
Domyalam sie, ze on ja wyciagnie z tego bagna....
Albo moze on jednak wybierze Ally i ona przedawkuje?
Moja chora wyobraznia...
Dobra nie wysilam jej.
Będę cierpliwie czekac na następny rozdzial...


Mizia :*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alex
Człowiek


Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 22:27, 04 Sie 2009 Temat postu:

Bella narkomanka super ! podoba mi się jak cholera xD
Jazz jako bad boy hmm jeszcze do końca się nie przekonałam.
Ale czekam na kolejne rozdziały o czyta się naprawdę przyjemnie Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Duffy
Nowonarodzony


Dołączył: 03 Cze 2009
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 15:10, 06 Sie 2009 Temat postu:

Niezłą z Belli zrobiłaś artystkę. Haha... Ja myślałam, że on znajdzie sobie nowy obiekt zainteresowania, a tu takie coś. Smile
Alice, też niczego sobie, co się dziewczyna będzie hamować. xD
Ale podoba mi się taka Alice i taki Jasper. Smile Jestem ciekawa, co dalej z nimi wykombinujesz. Smile
Rozdział fajny, ale mogłoby zacząć się coś dziać, bo zrobiło się trochę nudno. Czekam na kolejny, który zapowiada się interesująco. Smile Weny... Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rathole
Administrator


Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:16, 05 Wrz 2009 Temat postu:

Mnie się ten rozdział nie podoba, ale musiałam napisać coś w tym stylu, bo przy końcowych rozdziałach będą wydarzenia z tego rozdziału potrzebne Very Happy


Rozdział IV

Beta: Bliss

Mimo że była odwrócona do mnie tyłem, niemal od razu ją poznałem. W końcu te plecy oglądałem przez całą godzinę w szkole.
- Alice? Czy to nie Bella?
- Tak, to ona. Idziemy? – odpowiedziała, ciągnąc mnie do klubu i ledwo patrząc w stronę dziewczyny.
- Czekaj! – warknąłem, wyrywając się z uścisku. – Skąd wiesz, czy nie potrzebuje pomocy?
Ponownie spojrzałem w jej stronę. Facet krzyczał na nią, a ona wlepiała w niego swoje wielkie, brązowe i przede wszystkim wystraszone oczy.
- On może jej coś zrobić – powiedziałem i skierowałem się w kierunku Belli.
- Boże, człowieku! Opanuj się trochę. W którym ty wieku żyjesz? – powiedziała, przewracając oczami. – Nie pierwszy raz z nim gada, chodźmy.

Przez chwilę zastanawiałem się, gdzie jest Edward. Tak bardzo chciałem pomóc jego siostrze, a Masena nie było nigdzie w pobliżu. Bez namysłu zrobiłem krok w stronę Belli.
- Daj sobie z nią spokój – burknęła Alice. – Powiedziałam ci, że nie pierwszy raz ich razem widzę. Chyba nie chcesz mieć kłopotów z tym łysym, odbierając mu klientów?
- Klientów? – powtórzyłem.
- Tak, chodźmy – powiedziała nieco spokojniejszym tonem.
Więc Bella kupowała od niego towar… Albo może była innym klientem, takim, który robi coś, żeby zarobić, przykładowo właśnie na towar? Gdy wchodziliśmy do lokalu i mijaliśmy ochroniarza uśmiechającego się do Alice i kiwającego na nas głową, te i podobne myśli zupełnie mnie pochłonęły.

- Hej, co z tobą? – spytała mnie wysoka i szczupła brunetka.
- Nic – odpowiedziałem, patrząc w drugi koniec sali.
Siedziałem przy barze, pijąc czwartą kolejkę. Alice szalała na parkiecie z trzema osobami, bliżej nieokreślonej płci. Wydaje mi się, że byli to mężczyźni, ale obrazy przed oczami rozmywały mi się, więc nie mogłem być pewien niczego, co widziałem.
- Zabawimy się? – ciągnęła, nie biorąc zbytnio do siebie mojej poprzedniej wypowiedzi. Widocznie lubiła twardych facetów.
- Nie.
- Jesteś sam?
- Nie.
- Rozumiem, dziewczyna zaraz przyjdzie?
- Nie.
- Więc na co czekasz? Zatańczymy?
- Nie, daj mi spokój – warknąłem na nią, na co odskoczyła przestraszona. Siedziała zbyt blisko mnie, a ja wolałem zachować między nami dystans.
- Okej, w takim razie posiedźmy. Jestem Angela – powiedziała z uśmiechem, zakładając nogę na nogę i prosząc kelnera o drinka. Dzięki pozycji jaką przyjęła, dowiedziałem się nie tylko, jak jej na imię, ale też tego, że nie przepadała za noszeniem bielizny. Czym prędzej odwróciłem od niej wzrok, wlepiając go w niemal pusty kieliszek.
- To samo – rzuciłem do barmana. Piątką kolejkę opróżniłem jednym łykiem. Obrazy przed oczami zamigotały mi, ale nie miałem jeszcze dość. Tym razem zamówiłem wódkę z lodem i sokiem pomarańczowym.
- Jasper, miło mi – mruknąłem do Angeli.
- Nadal nie chcesz tańczyć?
- Jeszcze nie. Na trzeźwo nigdy nie zatańczę do tak kiczowatej muzyki – powiedziałem, po czym zarechotałem donośnie. Dziewczyna popatrzyła na mnie i, o ile wzrok mnie nie zawodził, było to spojrzenie lekkiej pogardy.
- Sama jesteś? – spytałem po chwili. Czułem, że kołyszę się na boki jak skończony idiota. Aby to pohamować, wstałem. Byłem pewien, że moja twarz przybrała zielonkawy odcień i wolałem usiąść z powrotem. Opadłem na krzesło.
- Tak, ale chyba zaraz będę się zbierać.
- Zaczekaj, nie idź jeszcze. Widzisz tamtą kruczoczarną dziewczynę? – Wskazałem palcem na Alice. – Przyszedłem tu z nią, a ona bawi się z innymi. Nie zostawiaj mnie samego.
- W porządku, jeszcze chwilę zostanę – mruknęła, próbując się uśmiechnąć.
- Proszę dla pani jeszcze raz – zawołałem do barmana, kiedy właśnie wycierał kieliszki. Wkrótce przyniósł nowego drinka. Angela wypiła go i wyglądała już na nieco wstawioną.
- Myślę, że teraz możemy zatańczyć – powiedziałem, ponownie wstając. Oczywiście w głowie wszystko mi zawirowało i na chwilę straciłem równowagę. Zamknąłem oczy i gdy je otworzyłem mdłości nadal nie przeszły. Powtórzyłem tę czynność i stwierdziłem, że teraz mogę już wyjść na parkiet. Złapałem Angelę za rękę i stanąwszy jak najbliżej Alice, zaczęliśmy tańczyć. Cały żołądek podskakiwał mi do gardła, ale ja nie miałem zamiaru przestać. Nie zniechęciła mnie nawet piosenka Rihanny o parasolce. Nie obchodziło mnie to, że nie pada deszcz. Podskakiwałem z wszystkimi jak skończony kretyn i ryczałem na całe gardło: „Możesz stanąć pod moim parasolem”.

- Trochę tu tłoczno – zawołała Angela po jakimś czasie– i zmęczyłam się już. Może staniemy złapać oddech?
- Czekaj jeszcze. Nie mów mi, że chcesz iść.
- Powiedziałam, stanąć, a nie iść! – krzyknęła, próbując być głośniejsza od muzyki.
- Nie idź! – powiedziałem błagalnym tonem, choć nie byłem pewien, czy aby na pewno dobrze zrozumiałem jej wypowiedź. Było jednak za późno, bo Angela pociągnęła mnie w stronę korytarza przy toaletach.
- Tu będzie ciszej – oznajmiła chichocząc, gdy stanęliśmy przed wejściem do damskiej ubikacji. – Co masz taką minę? Nie musimy tam wchodzić.
- Nie wiem, jak chcesz – powiedziałem obojętnym tonem i natychmiast tego pożałowałem. Położyła mi ręce na ramionach i dopiero teraz zauważyłem, jak blisko mnie stała.
- A jeżeli chcę? – zamruczała mi do ucha. Nie odpowiedziałem. Musnęła wargami moją skroń i powędrowała w dół, aż po brodę. Pocałowała mnie w czubek nosa, po czym jedną ręką dotknęła moich powiek, a drugą przesuwała od łopatek w dół. Zazwyczaj to mężczyźni robią tak kobietom, pomyślałem. A może miałem majaki i ona była mężczyzną?
- Co ty robisz? – spytałem nieco zdezorientowany. Wśród wszystkich swoich znajomych miałem opinię babiarza, ale chyba z żadną dziewczyną nie robiłem tego, gdy znaliśmy się zaledwie od godziny.
- A na co masz ochotę? – powiedziała, odsuwając się lekko, łapiąc mnie za rękę, i ciągnąc za sobą w stronę wejścia do łazienki. Wciąż zmieszany, nie zaprzeczyłem i dałem się wciągnąć do środka. Pomieszczenie było puste, a Angela powtórzyła wszystkie czynności, które wykonała na korytarzu, z tym, że bardziej intensywnie. Musiałem być chyba naprawdę pijany, gdyż nie opierałem się jej, ba, nawet sam zacząłem ją całować.

Nie liczyłem minut, ale na moje oko, po około godzinie wyszliśmy z łazienki. Czułem się wyjątkowo dziwnie, jakbym o czymś zapomniał. Trzymając się za ręce powędrowaliśmy do baru, aby jeszcze raz się napić.
- To samo? – spytał barman, gdy tylko usiedliśmy na swoich wcześniejszych miejscach. Zmierzył nas wzrokiem, a my kiwnęliśmy głowami.
Nerwowo spojrzałem na parkiet, ale Alice tam nie było. Uspokoiłem się, gdy zauważyłem, że rozmawiała z tymi samymi trzema facetami przy stoliku.
- Chodź, poznam cię z Alice – rzuciłem do Angeli, gdy barman postawił przed nami dwa drinki. Chwyciłem kieliszek, po czym złapałem moją „niby dziewczynę” za rękę i pociągnąłem w stronę swojej znajomej.
- Jasper? Myślałam, że już poszedłeś. Przepraszam, że tak wyszło. Siedziałeś tam przy barze, a później nagle zniknąłeś… – Zerknęła nerwowo na Angelę – Hmm… Widzę, że jednak niepotrzebnie się martwię. Chyba znalazłeś sobie towarzystwo.
- Tak, to jest Angela. Angela, poznaj Alice. Też przyszedłem się tu zabawić. No, może nie koniecznie na parkiecie, ale to i tak była zabawa.
Alice przeszyła mnie wzrokiem, po czym poklepała wolne miejsce obok siebie. Usiadłem tam, biorąc Angelę na kolana, która, gdy się na nich znalazła, założyła nogę na nogę, a ręką złapała mnie za szyję. Kątem oka dostrzegłem, że jeden z nowych znajomych Alice patrzy w pewne miejsce u Ang, w które nie powinien… Gdy zauważył, że świdruję go wzrokiem, natychmiast przestał.
- Nie wiedziałam, że masz w Nowym Jorku jakichś znajomych – zaczęła Alice.
- No, bo nie mam. To znaczy, znam ciebie, twojego – Popatrzyłem na jej towarzyszy – chłopaka i jeszcze kilka osób. Aha, i Angela. – Puściłem do niej oko.

Nie pamiętam, ile jeszcze wypiłem. Wiem tylko, że ledwo trzymałem się na nogach. Zawirowało mi w głowie, stokroć więcej niż przy barze, i pobiegłem do toalety. Spędziłem tam parę minut. Gdy wróciłem do znajomych, nie minęło kilka chwil, kiedy znów zacząłem źle się czuć.
- Ale jesteś blady – zauważyła Alice. – Wyjść z tobą na zewnątrz?
- Nie trzeba, sam wyjdę – powiedziałem, zasłaniając usta ręką.
Poderwałem się z miejsca i mijając ochroniarza tak, aby mnie zauważył, i pozwolił wejść ponownie bez interwencji Alice, wyszedłem na zewnątrz.
Wiał wiatr. Wieczorne, nowojorskie powietrze chłostało mi przyjemnie twarz. Wziąłem kilka głębokich oddechów i od razu poczułem się lepiej. Rozmyśliłem się i nie chciałem wracać do klubu. Wyjąłem z kieszeni komórkę, gotów zadzwonić po taksówkę, ale przy tym zauważyłem, że zniknął mój portfel. Pewnie zgubiłem go w łazience, pomyślałem, sprawdzę, jak wrócę do środka. Na wyświetlaczu telefonu zegarek wskazywał, że było grubo przed północą. Trochę za wcześnie, żeby kończyć zabawę. Wróciłem do baru, poszedłem do łazienki, ale nie znalazłem tam portfela.
Super, pomyślałem.
- Będę się już zbierać, nienajlepiej się czuję – mruknąłem do Alice, gdy podszedłem do niej, nie patrząc nawet na Angelę. Któżby jak nie ona, zwinął moje pieniądze – ale mam do ciebie prośbę. Wiem, że głupio wyszło, ale zginął mój portfel. Pomyślałem, że może mogłabyś mi pożyczyć kilka dolarów…
- Jasne – powiedziała, sięgając do torebki.
- Czekaj, ja mam twój portfel – zaczęła niepewnie Angela. – Leżał tu, obok stolika. Chciałam ci go oddać, jak wrócisz. Jest trochę zimno, nie chciałam wybiegać…
- Dawaj go – warknąłem, wyrywając moją własność z jej ręki.
- Włożyłam ci kartkę z numerem telefonu, może się kiedyś odezwiesz i zechcesz powtórzyć dzisiejszy wieczór…
- Nie sądzę – burknąłem, całując przelotnie Alice w policzek na pożegnanie i lekko chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę wyjścia. Dziwne miejsce, pomyślałem. Nie przyzwyczaiłem się do takich lokali. Był przecież jednym z najlepszych na Manhattanie, jak nie w całym Nowym Jorku.
Nie chciałem jeszcze wracać do domu. Zastanawiałem się, czy nie przejść się do Central Parku, który był przecież niedaleko.

Spacerowałem samotnie po alejkach między drzewami. Wieczór robił się coraz zimniejszy. Nowy Jork nocą był piękny. Schowałem ręce do kieszeni bluzy. Usiadłem na jednej z ławek i zadarłem głowę, by móc spojrzeć w niebo, obserwować gwiazdy. Księżyc miał kształt cienkiego rogalika, jakby niedawno był nów.
- Nów – szepnąłem.
Tak, wczorajszy dzień był początkiem wszystkiego. Od wczoraj wszystko zaczęło być nowe, nieznane i nieprzewidywalne. Tak jak ułożenie gwiazd, światło księżyca, czy płynące nad naszymi głowami obłoki.

Zamknąłem oczy, ale gdy je otworzyłem, chyba wciąż śniłem.
Blask księżyca i latarni odbijał się od tafli stawu, oświetlając nieco okolicę. Wydawało mi się, że po drugiej stronie zbiornika wodnego leży znane mi ciało dziewczyny. Zacząłem biec w jego stronie, co chwila potykając się o własne nogi. Wstawałem jednak pośpiesznie i mknąłem dalej. Dotarcie do celu zajęło mi nieco więcej czasu niż przewidywała to norma, gdyż dzisiejszego wieczoru nie kontrolowałem w pełni swoich dolnych kończyn.

- Bella! – krzyknąłem, trzęsąc jej ciałem. – Bella obudź się!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alex
Człowiek


Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 15:50, 05 Wrz 2009 Temat postu:

cóż czytałam to już któryś raz z kolei z burakiem na twarzy
takiego Jazza to ja nie lubię
Alice trochę chamsko sie zachowała że opuściła go na początku
Jasper za bardzo przejmuje się Bellą i to hmm jest fajne ! xD
Angela taka latarnica a co gorsza nie umiem jej sobie wyobrazić inaczej niż w sadze to mi jakoś jej charakterek nie pasuje do wyglądu

Do takiego Jazza chyba nigdy sie nie przyzwyczaję mimo to podoba mi się twój FF


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rathole
Administrator


Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 15:19, 15 Lut 2010 Temat postu:

Rozdział 5
Powiedz czego pragniesz, a to otrzymasz

Beta: mTwil aka Bliss

Filozofowie powinni lepiej się starać, gdy wymyślają nowe stwierdzenia. Weźmy na przykład to, że od przybytku, w moim przypadku - myśli, głowa nie boli. Oczywiście normalnemu człowiekowi, który nie zarwał nocy, nic nie powinno dolegać, ale prawidłowo teza ta powinna brzmieć mniej więcej tak: „Gdy nie masz kaca, od przybytku głowa nie boli”.
Mnie bolała.
- Jasper? – usłyszałem. Esme wołała mnie na śniadanie. Olałem ją, nie miałem ochoty jeść. Powędrowałem za to pod prysznic – zimny, taki jak lubiłem. Owinięty ręcznikiem wróciłem do swojego pokoju, aby się wytrzeć i ubrać. Zbiegłem na dół, nie biorąc ze sobą torby do szkoły.
- Nic nie zjesz? – spytał Carlisle, gdy wszedłem do kuchni.
- Nie jestem głody. Podwieziesz mnie?
- Znowu do szpitala. – To nie było pytanie, tylko stwierdzenie. Widać, że Esme się o mnie martwiła.
Mruknąłem coś niezrozumiałego pod nosem, czekając aż mój ojciec założy buty.
- A co ze szkołą?
- Są rzeczy ważniejsze niż szkoła, tato.
- Na przykład Bella. – Kolejne stwierdzenie. – Dzwoniła Alice. Martwi się o ciebie. To urocza dziewczyna. Dlaczego od tygodnia się do niej nie odzywasz? Nie mam do ciebie siły. Wiem, że nawet jak zabronię ci iść do szpitala, to i tak nie posłuchasz. Nie będę cię prosić, abyś poszedł do szkoły, ale, na litość boską, Jasper, dałbyś jakiś znak życia swoim znajomym!
- Nie histeryzuj, mamo! – rozkazałem.
Nie miałem pojęcia, co ciągnęło mnie do Belli. Wydawała się taka bezbronna, jakby potrzebowała opieki. Poznałem nawet część jej przeszłości. Upewniłem, że ćpa, a Edward nie potrafi wystarczająco upilnować swojej siostry. Nie wiedziałem, po jaką cholerę, wchodziłem buciorami w jej życie. Byłem pewien jednego – nie Edward, a ja. Ja mogłem jej pomóc. W prawdzie nie znałem sposobu, jak mógłbym to zrobić, ale musiałem spróbować.

- Dzięki – rzuciłem do ojca, gdy wysiadałem z samochodu. Nawet nie zauważyłem, kiedy podjechaliśmy pod szpital na Manhattanie.

Od czasu, kiedy w ten feralny piątek znalazłem Bellę, minął tydzień. Leżała w śpiączce, na oddziale intensywnej terapii, podłączona do respiratora. Znalazłem ją kompletnie nieprzytomną. Była pobita, ale w jej krwi nie znaleziono śladów alkoholu czy narkotyków. Policja wciąż prowadziła śledztwo. Niestety – dopóki się nie obudzi, oprawca będzie chodził na wolności. A tego, że w ogóle odzyska przytomność, nie możemy być pewni. Gliniarze nie potrafili zabezpieczyć nawet żadnych śladów naskórka czy czegoś podobnego. Wiadomo tylko, że najprawdopodobniej Bella znała swojego oprawcę – nie znaleziono niczego, co wskazywałoby na walkę. Ale co to mogło mówić? Nie dało żadnego punktu zawieszenia w sprawie.
- Hej – mruknąłem do Edwarda, który stał oparty o szybę stanowiącą połowę jednej ze ścian pomieszczenia, w którym leżała Bella.
Skinął głową.
- Bez zmian?
Ponownie pokiwał.
- Można tam wejść?
- Teraz nie za bardzo. Zaraz przyjdzie pielęgniarka zmienić pościel, przebrać ją. Później idę odebrać ostatnie wyniki jej badań i przy okazji porozmawiać z lekarzem.
- Myślisz, że są jakieś szanse, żeby się obudziła?
- A co ty się tak wypytujesz? – warknął.
Zmieszałem się nieco. Sam nie wiedziałem do końca, co mną kieruje.
- W końcu to ja ją znalazłem – skłamałem.
- Właśnie – powiedział oskarżającym tonem. Kompletnie zbił mnie tym z tropu.
- Oskarżasz mnie? – warknąłem.
- To trochę dziwne, że znalazłeś się w Central Parku w takim momencie. Poza tym, co mógłbyś tam robić o tak późnej porze?
- Wracałem z imprezy. Mam alibi. Byłem z Angelą. Nic na mnie nie mają, przecież wiesz – burknąłem, pilnując, aby ton mojego głosu nie brzmiał zbyt wrogo.
- Wszyscy byliście pijani. Nie można wam do końca wierzyć – odparł, odwracając wzrok.
- Słuchaj, Masen – wycedziłem, łapiąc go za kołnierz. – nie wiem, o co ci chodzi i czego chcesz. Uczepiłeś się mnie? Szukasz guza? Nie zrobiłem niczego Belli, dociera to do ciebie?! Wiem, że miałeś dość trudne dzieciństwo i w każdym widzisz wroga, ale ode mnie się odwal!
Nie odpowiedział. Wyrwał się za to z mojego uścisku, odwrócił na pięcie i ruszył w stronę gabinetu lekarza prowadzącego jego siostrę.
- To ty odpieprz się od Belli – rzucił za sobą, na co pielęgniarka, która właśnie wchodziła do sali, odwróciła się i nieomal upuściła prześcieradło i tacę z lekarstwami. Zapewne myślała, że to do niej. Albo po prostu nie tolerowała takich odzywek.
Zjechałem windą na piętro, gdzie mieścił się bufet. Przeklinając w duchu te obskurne, ciemne pomieszczenie, że nie serwują tam żadnego alkoholu, zamówiłem herbatę.
Usłyszałem szuranie krzesła przy moim stoliku. Nie podniosłem wzroku znad szklanki, aczkolwiek zrobiłem dziwny wyraz twarzy – coś pomiędzy nietolerancją dla intruzów zakłócających spokój przy piciu średniej jakości herbaty a zniesmaczeniem.
- Byłeś u Belli – usłyszałem. Poznałem ten głos, ale wciąż nie patrzyłem na swojego rozmówcę. Mruknąłem tylko coś potwierdzająco, gmerając łyżeczką w szklance. - Właśnie od niej wracam. To znaczy, nie weszłam do środka, pielęgniarka zaciągnęła zasłony i ją przebiera. Myślisz, że się obudzi?
- Mam taką nadzieję. Ty też powinnaś mieć – powiedziałem, podnosząc wzrok.
- Mam.
- Jasne – powiedziałem, wstając i łapiąc bluzę wiszącą na oparciu krzesła.
- Idziesz?
- Na razie, Angela – rzuciłem za sobą. Nie miałem ochoty z nią dłużej rozmawiać. Zastanawiało mnie jednak, co robiła w szpitalu razem ze mną, w tym samym miejscu i o tej samej porze.
Wróciłem na piętro, gdzie leżała Bella. Pielęgniarka już sobie poszła, więc założyłem fartuch i obuwie ochronnie, po czym wszedłem do sali.
Bella wydawała się być taka bezbronna… Wszystko wewnątrz mojej osoby ciągnęło mnie do niej. Nie wiedziałem, kto to zrobił, ale byłem pewien, że gdybym dorwał go w swoje ręce… Potrząsnąłem głową. Popsułbym sobie kartotekę na kilka najbliższych lat przez dziewczynę, którą ledwo, o ile w ogóle, znałem? Odpowiedź brzmiałaby: oczywiście. Bez zastanowienia obiłbym pysk jej napastnikowi
Usiadłem na stołku przesuniętym przeze mnie spod ściany do łóżka. Przypomniałem sobie słowa lekarza, które powiedział mi, gdy moja umierająca babcia leżała nieprzytomna. Miałem nadzieję, że Bella nie podzieli jej losu. Powiedział, że osoba w śpiączce zazwyczaj wszystko słyszy. Nie może jedynie odpowiedzieć.
- Cześć – szepnąłem bez zastanowienia. Wpatrywałem się w jej sińce pod oczami, lekko fioletowe powieki. Później przeniosłem wzrok na te części ciała, które były odkryte. Spod kołdry wystawała noga w gipsie. Tak samo obie ręce, całe w siniakach. Wzdrygnąłem się nieprzyjemnie. Odruchowo wsadziłem swoją dłoń w jej, gładząc palce dziewczyny opuszkami własnych.
Wtedy stało się coś, co kompletnie mnie zaskoczyło. Bella zacisnęła palce, zatrzymując moją rękę w uścisku. Nie wiedziałem, czy to jest normalne. Może się budziła? Wyrwałem dłoń, po czym wybiegłem na korytarz, wołając pielęgniarkę.

Okazało się, że to fałszywy alarm i niepotrzebnie stawiałem na nogi cały szpital. No cóż, niektórzy ludzie w śpiączce tak mają, próbują dać jakiś znak, że słyszą, czują, rozumieją.

- Bello – mruknąłem, gdy zostaliśmy sami – nie wiem, jak to się stało… Praktycznie się nie znamy, to zabawne. Ale kiedy zobaczyłem cię pierwszy raz, w szkole, doszedłem do wniosku, że mogę ci pomóc. Wiem o twoim problemie. Przynajmniej tak mi się wydaje. Kiedyś wszystko się ułoży. Pomogę ci, zobaczysz.
Zerknąłem na zegarek – dochodziła szesnasta. Nałożyłem kurtkę i wyszedłem z sali.
- Do zobaczenia – rzuciłem.
Mam nadzieję, że do zobaczenia, pomyślałem, wychodząc z budynku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kizia-Mizia
Człowiek


Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraśnik

PostWysłany: Śro 18:57, 24 Lut 2010 Temat postu:

Ciekawi mnie to co raz bardziej. Chyba czytałam na innym forum ten rozdziała, ale mało pamiętam bo to dawno. W ogóle musiałam przeczytać od początku, bo moja pamięć to jak u 80-letniej babci z Alzheimerem. Pamiętam nie zawsze to co chce,przez jakiś czas i raz na jakiś czas przypomnę sobie coś innego. Mniej więcej tak to u mnie działa xD
Już zapomniałam nawet, że tak świetnie piszesz, za co pragnę Cię bardzo przeprosić.
Padam na kolana, biję pokłony i mam nadzieję, że mi wybaczysz Razz
Co do rozdziału to świetny.
Tylko po co Angela przylazła do szpitala? Czyżby chciała śledzić Jazza?
A Edward oskarżający naszego bohatera?
To do Edzia powinniśmy mieć pretensje, że nie potrafił wyciągnąć Belki z tego bagna.
No to ja czekam na następny rozdział, bo chyba będę cierpliwą osobą i poczytam tylko tutaj Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Strona Główna -> Twilight Fanfiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin